
poradniki
Nim będzie za późno
![]() | Zapewne pamiętacie te chwile, gdy Wasz rower był zupełnie nowy. Jego lśniący lakier jeszcze nie nosił śladów po przebytych... » |
Na szlaku >> Austria
Tylko słońca było mało
Damian Radomski i Tomasz Matuszczak
![]() |
Traunsee widziane z promenady w Gmunden |
I jak tu jechać? To pytanie towarzyszyło nam każdego dnia, niemalże w każdej godzinie podróży. Nie dlatego, że było trudno, nie dlatego, że padał deszcz czy było zimno, nie dlatego, że nogi bolały na długich, ciężkich podjazdach. Lecz dlatego, że na każdym kroku, za każdym wzgórzem kryło się coś, co było warte sfotografowania, wymuszając kolejny postój.
Po 14 godzinach spędzonych w autokarze, niewyspani, ale podbudowani pięknymi widokami, wysiadamy w Innsbrucku. Przewiezienie rowerów autokarem nie było zadaniem łatwym – mało brakowało, a kierowca nie zabrałby nas z dworca we Wrocławiu. Ostatecznie znalazł jednak miejsce w luku bagażowym dla naszych jednośladów. Skręcanie ich zajęło nam półtorej godziny.
Z miejsca, w którym startujemy, doskonale widać słynną skocznię Bergisel Schanze, fanom sportów zimowych dobrze znaną z Turnieju Czterech Skoczni. Robimy kilka pierwszych zdjęć i pedałujemy do centrum. Wrażenie robią malownicze, wąskie uliczki pełne wysokich, kolorowych i pięknie zdobionych kamienic. Ponieważ w ścisłym centrum rowery musimy prowadzić, o czym informują stosowne znaki, mamy więcej czasu na obserwowanie mieszkańców miasta i podziwianie zabytków. Koniecznie trzeba zobaczyć Łuk Triumfalny, Goldenes Dachl (dach wykusza, który zdobi 2738 pozłacanych miedzianych dachówek), przejść się Friedrich Strasse i Maria-Theresien Strasse oraz zobaczyć miasto z perspektywy Innu.
Po południu jesteśmy już w drodze. Ścieżką rowerową wzdłuż rzeki jedziemy w stronę Kufstein. Droga wiedzie przez malownicze parki równą, asfaltową nitką, aż chce się pedałować. Na rozdrożu dróg, nie wiedzieć dlaczego, mylimy się i przeświadczeni, że jedziemy dobrze, pedałujemy polnymi i szutrowymi duktami. Dopiero po pewnym czasie uświadamiamy sobie, że nie patrzymy uważnie na znaki, przez co tracimy znacznie przyjemniejsze do jazdy odcinki. Szybko uczymy się na błędach, więc był to pierwszy i ostatni raz. Wieczór blisko, więc rozglądamy się za miejscem na nocleg. Namiot rozbijamy na skraju pola kukurydzy, przed miejscowością Vomp. Zasypiamy, mając przed sobą widok na góry!
Więcej: czytaj w numerze „Rowertouru”
Zdjęcie: Damian Radomski