
strona główna >> 9/2018 >> Strzeż się rutyny, kochanie!
poradniki
Nim będzie za późno
![]() | Zapewne pamiętacie te chwile, gdy Wasz rower był zupełnie nowy. Jego lśniący lakier jeszcze nie nosił śladów po przebytych... » |
Na finiszu
Strzeż się rutyny, kochanie!
Sławomir Bajew
![]() |
Czy można wyobrazić sobie bardziej banalny temat na felieton, jak przebita dętka? Trudno, dziś właśnie taki temat będzie. Bo, jak się okazuje, przebić dętkę czy złapać gumę na w miarę zwykłym góralu to nie to samo, co przebić czy złapać ją na elektryku, o którym tak wnikliwie w ubiegłym numerze „Rowertouru” rozprawiał Marek Rokita. A ja taki właśnie zamęczam. Jak najbardziej mieści się on we wszelkich normach obowiązującego w Polsce prawa o ruchu drogowym, nie jest zatem żadnym motorowerem, skuterem ani tym bardziej motocyklem – to zwykły rower ze wspomaganiem do 25 km/godz., z silniczkiem o mocy 250 kW. Jeździ się nim, a raczej dojeżdża do pracy przyjemnie i bezboleśnie. W zasadzie do tej pory tak było. Ale oto z początkiem sierpnia przyszedł dzień, który pozwolił mi doświadczyć innego, bardziej mrocznego oblicza posiadania elektryka i to z bardzo prozaicznej przyczyny. Dzień zaczął się jak wiele innych przed nim. Bez fajerwerków zaczął się toczyć według swojej logiki i rutyny. Nawet moment wzięcia sakwy, do której wrzucam potrzebne mi w pracy rzeczy, został przeze mnie ledwo zrejestrowany. Ruszyłem, jadę, jadę, jadę i tak długo, długo jadę i nic się nie dzieje. Chłonę las, przedmieścia Poznania, wjeżdżam do miasta przez Starołękę i przez znany poznańskim cyklistom kolejowy most kulam się na drugą stronę Warty. Docieram do betonowego nabrzeża i wtedy... trach, bums, zgrrrrzzyttt i sssssssss! Aaaacha, zamaskowana przez przyrodę betonowa pułapka właśnie się cieszy następną ofiarą. Trudno, będę w pracy trochę później, ale nie spóźniony. Szczegół dość istotny, że to przednie kółko wpadło w pułapkę. Ściągam sakwę, bo wożę tam przezornie zapasową dętkę i klucze (te rowery nie mają szybkozamykaczy). I cóż ja wyciągam z sakwy? Opaskę na włosy, część garderoby bezwzględnie nie męską, krem do opalania, pomadkę i koniec. Nie wierzę, że to się dzieje! I przypomniałem sobie, że wieczorem najlepsza z żon (zarazem oczywiście najpiękniejsza, najzaradniejsza i w ogóle niech jej nieomylność się nie wyczerpuje) korzystała z sakw podczas wieczornej przejażdżki. Z tym, że ona korzysta nie z tej, co ja, a obie są identyczne. Moja wina, że nie sprawdziłem. Jej zasługa, że po raz kolejny mam w życiu okazję, by strzec się rutyny. Jeśli zatem np. ustawiasz swoje sakwy, torby, co tam jeszcze w uświęconej tradycją kolejności, musisz być przygotowany na nieuchronną klęskę w najmniej spodziewanym momencie. Właśnie go przeżywam, stojąc bezradnie nad Wartą. Przednie koło to pół biedy, gdzieś znajdę w radiu klucz 18 i kupię dętkę, i wymienię, i już! Do radia z buta sześć kilometrów. Bywa. Mój ulubiony warsztat na Małeckiego zamknięty. Szkoda, byłoby dużo szybciej. Klucz znalazłem, po dętkę pojechałem tramwajem, ucieszyłem się, że to nie tylne koło i dokonałem naprawy. Nawet nie poczułem złości, że ta, o której inni mogą tylko pomarzyć, zamieniła kolejność sakw i moją okazała się ta od ściany. Nawet nie musiała mi tego mówić, bo sam widziałem, jak wczoraj jeździła z sakwą, a przecież robi to naprawdę rzadko. Tak, kochanie, masz rację, kochanie, oczywiście, kochanie. Strzeż się rutyny w związku, strzeż się jej też na rowerze. Kto wie, może to zdarzenie uratowało mi życie? Może gdybym nie musiał tachać ciężkiego roweru taki kawał i z takim mozołem, wpadłbym pod tramwaj? Myślałeś o tym, kochany, że nic nie dzieje się przypadkiem? Bezwzględnie tak.
Sławomir Bajew – dziennikarz Radia Poznań, prowadzi Listę Przebojów i pasmo południowe, jest autorem popularnych kalamburów. Słynie z tego, że do pracy bez względu na pogodę dojeżdża rowerem. Na łamach „Rowertouru” publikuje od pierwszego numeru.