
poradniki
Nim będzie za późno
![]() | Zapewne pamiętacie te chwile, gdy Wasz rower był zupełnie nowy. Jego lśniący lakier jeszcze nie nosił śladów po przebytych... » |
Na rozgrzewkę >> Łagów i okolice
Joannici, cystersi i kocie łby
Marek Zgaiński
![]() |
Przejazd przez XV-wieczną Bramę Polską w Łagowie |
Na czym polega urok popularnych miejscowości wypoczynkowych? Na tym, że po sezonie pustoszeją. Nie ma problemu ze znalezieniem noclegu, z miejscem w restauracji i z poczuciem, że nasz osobisty obszar intymności notorycznie jest zawłaszczany przez innych. Łagów jest jednym z takich miejsc. Latem kłębią się tu tłumy zwabione wypoczynkiem nad dwoma malowniczo położonymi jeziorami.
Do Łagowa pojechaliśmy pod koniec września. Trafiliśmy na prawie letnią pogodę i brak niedogodności sezonowych. Tak naprawdę urok tego miejsca najlepiej docenia się właśnie jesienią, gdy bryła zamku komponuje się z żółcią i brązem liści w lasach otaczających miasteczko. A jeszcze lepiej wejść na wieżę zamkową (bilet wstępu kosztuje 6 złotych) i podziwiać okolice z wysokości. Zamku, niestety, nie można zwiedzać, chyba że ktoś zdecyduje się na nocleg, bo w tej chwili mieści się tam ekskluzywny hotel z restauracją na renesansowym dziedzińcu. My zaś, zachęceni perspektywą, która roztaczała się ze szczytu wieży, postanowiliśmy się wtopić na rowerach w ten krajobraz.
Wyjeżdżamy spod zamku przez XV-wieczną Bramę Marchijską w stronę Jemiołowa. Lekki kilometrowy podjazd i po płaskim kolejne 3 kilometry. Droga do Jemiołowa jest wyboista, choć asfaltowa. A to dlatego, że nawierzchnię wylano na bruk, którym trakt pokryty był przed wojną. Ot, taki niemiecki zwyczaj, że wszystkie drogi brukowano, nawet te leśne, o czym będziemy mieli okazję przekonać się już niebawem... Ale na razie korzystamy z następnego niemieckiego zwyczaju, czyli obsadzania dróg drzewami owocowymi. W Jemiołowie zatrzymujemy się na chwilę pod białym barokowym kościółkiem i w skansenie maszyn rolniczych ze zrekonstruowaną małą kuźnią.
Jedziemy dalej na północny kraniec wsi i wjeżdżamy na piaszczystą drogę, wyglądającą jakby była wycięta w tunelu zieleni pomieszanej z brązem i czerwienią jarzębiny.
Sielanka trwa krótko, bo nagle piasek zamienia się w kocie łby. Na domiar złego pojawia się tablica z ostrzeżeniem, że jesteśmy na poligonie i wstęp grozi śmiercią. Szlaban jest jednak otwarty, nie słychać strzelaniny i widać ślady opon, więc ruszamy dalej z nadzieją, że nikt nie ustrzeli nas z armaty.
Zdjęcie: Marek Zgaiński