
poradniki
Nim będzie za późno
![]() | Zapewne pamiętacie te chwile, gdy Wasz rower był zupełnie nowy. Jego lśniący lakier jeszcze nie nosił śladów po przebytych... » |
Wyprawa numeru >> Rumunia i Ukraina
Na lekko łukiem Karpat
Andrzej Butkiewicz
![]() |
Gdzieś w Parku Narodowym Gór Kelimeńskich |
Karpaty przyciągały mnie od dawna, lecz dopiero na początku roku wizja wyjazdu w te najdziksze góry Europy okazała się bardzo realna. Wszystko dzięki Pawłowi, który po przejechaniu Colorado Trail Race wymyślił kolejne wyzwanie – zdobycie łuku Karpat, począwszy od Rumunii, przez Ukrainę, aż po polskie Bieszczady.
Przygotowania kondycyjne rozpocząłem w grudniu. Miałem sporo do nadrobienia, gdyż ostatnie kilka lat nie jeździłem zbyt intensywnie na rowerze. Jednocześnie kompletowałem ekwipunek. Mijały miesiące i nie mogłem się doczekać wyjazdu...
Wreszcie nadszedł początek sierpnia. Ruszamy pociągiem z Gdańska do Krakowa, aby wskoczyć do autobusu do Budapesztu, a następnie do kolejnego. Przystanek końcowy: Miercurea Ciuc, Rumunia. Na miejsce dojeżdżamy przed godziną 13. Mając przed sobą tylko połowę dnia i od razu ostry podjazd, nie robimy wielu kilometrów. Trasa wiedzie ciężkim podejściem, a na drzewach powiewają wstążki po organizowanych tu motocyklowych zawodach enduro. Zaczęło się od hardcore’u. Na dodatek pada deszcz. Idziemy, a czasem jedziemy, po śliskich kamieniach i korzeniach. Niezaaklimatyzowany do wysokości dyszę jak lokomotywa. W ciągu kilku godzin pokonujemy niecałe 30 kilometrów i 1000 metrów przewyższenia. Decydujemy się rozbić biwak. Pada coraz mocniej. Zagrzebujemy się w lesie, rozciągając na początku płachtę Pawła. To daje nam schronienie i umożliwia zjedzenie kolacji.
Zaczyna grzmieć. Otaczający nas las wraz z zapadaniem zmroku wygląda coraz bardziej złowrogo. Czasem coś zatrzepocze skrzydłami. Rozbijam namiot i dość szybko zasypiam. W nocy pada. Rankiem już nie, lecz wszystko dookoła jest mokre. Nie mam wprawy w naciąganiu namiotu, przez co trochę wilgoci dostaje się do środka. Zwijam całkowicie mokry tropik i upycham do torby.
Więcej: czytaj w numerze „Rowertouru”
Zdjęcie: Paweł Kudela