
poradniki
Nim będzie za późno
![]() | Zapewne pamiętacie te chwile, gdy Wasz rower był zupełnie nowy. Jego lśniący lakier jeszcze nie nosił śladów po przebytych... » |
W cztery oczy >> Marek Przybylik
Ural w spadku po imperium
Piotr Kurek
![]() |
500 wydanie programu „Szkło kontaktowe”. Marek Przybylik w towarzystwie (od lewej) Krzysztofa Daukszewicza i Grzegorza Miecugowa |
Marek Przybylik – dziennikarz, satyryk, wykładowca – to znana postać w Warszawie. Także z powodu wiekowego roweru marki Ural. Jednoślad okazał się trwalszy od imperium o nazwie Związek Radziecki, w którym został wyprodukowany. To na nim Marek Przybylik pokonuje kilometry dla zdrowia i przyjemności.
Rocznik 1946, dziennikarz od dziesięcioleci. Nie pracuje na etacie w żadnej redakcji. Jak żartobliwie to ujmuje: szesnaście lat temu wybił się na osobistą niepodległość, dzięki czemu obecnie nie podlega żadnym szefom i strukturom. Jest jednym z komentatorów „Szkła kontaktowego” w TVN 24, od dwunastu lat uczy dziennikarstwa na Uniwersytecie Warszawskim. Geograf z wykształcenia, kocha ruch i rekreację – jeździ rowerem, żegluje, uprawia narciarstwo.
– Urodziłem się w pierwszej połowie ubiegłego wieku, gdy rower był podstawowym środkiem lokomocji. W Konopiskach, mojej wsi pod Częstochową, prawie każdy miał rower i nie było w tym nic szczególnego. Trenowanie sportów rowerowych było w tej sytuacji czymś zbędnym i niepotrzebnym, gdyż każdy z nas ten rodzaj wyczynu uprawiał codziennie.
Kiedy był chłopakiem, rodzinne Konopiska były oddalone od Częstochowy o 15 kilometrów, teraz dzieli je od tego miasta zaledwie 5 kilometrów. – To Częstochowa przez dziesięciolecia przybliżała się do Konopisk, chcąc czerpać z ich bogactwa i rozmaitych wartości – tłumaczy z przymrużeniem oka.
Kiedy nie chodził jeszcze do szkoły, podpatrywał ludzi mieszkających we wsi. Tu prawie każdy miał rower, a stopień zamożności tego lub innego obywatela można było poznać po marce jednośladu. – Rowerem jeździło się do pracy, po chleb, do sklepu. Jednym słowem – wszędzie.
Wie natomiast jedno i fakt ten mocno podkreśla: w Konopiskach nie było rowerów dziecięcych. Przyszły geograf i dziennikarz uczył się więc jazdy na męskim rowerze. Pedałował dzielnie i zawzięcie, układając swe ciało… pod ramą. Do dziś z tamtych lat pozostała blizna na prawej łydce, jako swoiste świadectwo zmagania się z trybami bicykla.
Więcej: czytaj w numerze „Rowertour”
Zdjęcie: TVN 24